Rozmowa z s. Alicją Rutkowską, koordynatorką Ośrodka Katechumenalnego przy kościele św. Marka w Krakowie.
Posiadają siostry bardzo wyrazisty charyzmat. Życie sióstr stanowi niejako odpowiedź na wyzwanie, które stoi obecnie przed Kościołem. Zajmują się siostry dość szczególnym zajęciem – przygotowaniem do sakramentów osób dorosłych.
Nasz charyzmat to przygotowanie ludzi do spotkania z Panem Bogiem w liturgii, w sakramentach świętych. Staramy się podprowadzić ludzi do tego niezwykłego wydarzenia. Rzeczywiście, najbardziej charakterystycznym elementem naszego apostolstwa jest katechumenat, czyli przygotowanie osób dorosłych do chrztu, bierzmowania i Eucharystii. Ale i inna nasza działalność, np. praca w zakrystii czy praca wydawnicza, ma również na celu pomoc ludziom w tym najważniejszym spotkaniu. Staramy się pochylić nad indywidualnym człowiekiem, pamiętając, że jego historia życia jest historią świętą. Stąd, walczymy, by mieć czas dla człowieka i by on też nieco “wyhamował”, żyjąc w trybach zaśpieszonego świata.
Na czym polega pochylenie się nad człowiekiem, nad indywidualnym człowiekiem?
Staramy się być i żyć dla ludzi, którzy swą formację religijną zawierzyli naszej opiece. Ks. bp Wacław Świerzawski, który założył naszą Wspólnotę przed 18 laty, chciał, byśmy nie tylko osobom szukającym Pana Boga ofiarowały swój czas, ale i ich omodlały – w ich intencji żyły.
Czy wygląd sióstr ma jakieś znaczenie, czy wpisuje się w posługę sióstr?
Nasz biały habit jest znaczący: mówi, kim jesteśmy i co robimy. Jego biały kolor ma przypominać szatę chrzcielną, wszak chrzest jest pierwszą konsekracją. Również biel naszego habitu odsyła do Apokalipsy – koloru szaty ludzi zbawionych. Nasza odkryta głowa bez welonu wyraża m.in. pragnienie, by wyjść naprzeciw ludziom dalekim od Kościoła, by ułatwić im pierwszy kontakt. Osoby nie ochrzczone nie potrafią jeszcze czytać znaków, nie odbierają nas jako kogoś kojarzonego “mundurowo”, z instytucją.
Czym jest chrzest? Z jakimi konsekwencjami się wiąże?
Niegdyś zapytano Jana Pawła II o najważniejszy moment w jego życiu. Spodziewano się, że niewątpliwie powie o pontyfikacie. Po chwili milczenia odpowiedź zdumiała wszystkich: chrzest święty. Spotykając się z osobami nieochrzczonymi na nowo odkrywamy wartość i wielkość tego wydarzenia. Większość z nas, ochrzczonych w dzieciństwie, bez większej świadomości podchodzi do tego sakramentu. Potrafimy niemal automatycznie wymienić, co nam chrzest daje: gładzi grzech pierworodny, czyni z nas dzieci Boże, włącza w Kościół. Ale jest to jeszcze dalekie od przeżycia autentycznego zachwytu, w jaką Bożo-ludzką rzeczywistość włącza nas chrzest, jak wielkie jest to wybranie. Przypominam sobie słowa św. Grzegorza z Nazjanzu, który powiedział, że: Bóg najpierw nas obdarowuje, a potem dopiero zaczynamy rozumieć jego dary. Ochrzczeni w wieku dorosłym tak określają dar przymierza chrzcielnego: Już nie jestem sam, przynależę do Kogoś – teraz i na wieki! Odczuwam radość i moc z Pana Boga obecnego przy mnie i we mnie; Podarowano mi nowe życie jak czystą kartę – co jest szansą, by zacząć jeszcze raz, ale inaczej niż dotąd; Głębiej patrzę na siebie, ludzi, świat, sytuacje, których doświadczam – horyzont widzenia poszerzył się o nadprzyrodzoność; Lektura codzienności przez pryzmat wiary pozwala dostrzec, że za wydarzeniami stoi Boża miłość i mądrość, która wszystko tak genialnie składa, to już nie ja jestem wyłącznym reżyserem swego życia; Chrzest umacnia moje zaufanie do Boga i ludzi; Od chrztu stałem się człowiekiem nadziei: bardziej liczę na Pana Boga niż swoje możliwości.
Neofici (czyli nowo ochrzczeni) o przymierzu chrzcielnym, które wszczepia nas w naturę i życie Boga, tak mówią: To prawdziwa przemiana – wyglądamy tak samo, ale nie jesteśmy tacy sami.
Chrzest to również włączenie we wspólnotę Kościoła, przez co zmienia się nastawienie do ludzi. Drugi człowiek nie jest już kimś obcym czy anonimowym. Staje się kimś bliskim, bliźnim. A to rodzi poczucie pięknej zależności: jedni drugim są potrzebni. Ta zależność nie zniewala, wręcz przeciwnie – staje się wymianą darów. Jedna z katechumenek powiedziała, że po chrzcie życie nabiera kierunku, koloru, smaku i głębi.
Pojawiło się przed chwilą słowo “katechumenka”. Wyjaśnijmy zatem, czym w ogóle jest katechumenat?
W starożytności katechumenat był przygotowaniem ludzi dorosłych do włączenia w Kościół przez sakramenty chrześcijańskiej inicjacji (chrzest, bierzmowanie i Eucharystię). Samo słowo “katechumenat” pochodzi z języka greckiego katechein – odbrzmiewać. Wiara rodzi się ze słuchania. Tym, co się głosi jest osoba i nauka Jezusa Chrystusa. Moim odbrzmieniem na Słowo Boże ma być życie, zmiana sposobu myślenia i postaw.
Katechumenat w starożytnym Kościele trwał co najmniej trzy lata. Nie był to jednak czas zapoznawania się z wiedzą religijną. Katechumenom w drodze do spotkania z Panem Bogiem w Kościele towarzyszyli, poza biskupem i kapłanem, również świeccy katechiści, którzy pomagali kandydatom do chrztu przez świadectwo swego życia, dzielenie się wiarą. Katechumeni przyglądali się wyznawcom Jezusa, ucząc się, co to znaczy dokonywać wyborów w oparciu o wiarę. Ze świadectwem życia nie polemizuje się. Ono jest nie tylko przekonujące, ale i pociągające. Katechiści byli więc towarzyszami, a katechumenat jawił się nie jako szkoła czy kurs katechetyczny, lecz droga rozłożona na etapy, zakładająca proces takiej przemiany człowieka, by mógł wejść we wspólnotę z Chrystusem i Jego Kościołem.
Dokąd ma skierować swoje kroki osoba, która odczuwa pragnienie chrztu? Zapewne najpierw należałoby się zgłosić do proboszcza parafii, na terenie której ta osoba mieszka.
Ludzie odczuwający jakąś egzystencjalną pustkę, zaczynają szukać, i to z dużą determinacją, która przynagla ich do działania.. Jedni np. udają się do proboszcza, bo choć nie mają poczucia przynależności do parafii, wiedzą, że jest to pierwsze miejsce, dokąd należy pójść. Najczęściej jest tak, że są kierowani np. do kurii lub do jakiegoś duszpasterstwa akademickiego, których np. w Krakowie nie brakuje, a niekiedy wprost do naszego Ośrodka Katechumenalnego.
Zdarza się, iż ludzie ci proszą kogoś ze swoich znajomych o pomoc. Mówią: Ty od zawsze jesteś w Kościele, spróbuj dowiedzieć się, jak mam to załatwić. Ktoś inny powiedział mi, że przypuszczając, co może być udziałem takiej wędrówki osoby nie ochrzczonej, postanowił sam tę drogę pokonać – w imię łączącej ich przyjaźni.
Również internet staje się pośrednikiem dla szukających informacji “o chrzcie dorosłych”, bo takie hasło wpisują w google, trafiając na naszą stronę: www. katechumenat.pl. Swoją prośbę o informacje przedstawiają e-mailem. Nie jest to tylko kwestia pewnego wstydu, że w wieku dojrzałym chcę przyjąć sakrament, który zwykle kojarzy się z dzieciństwem. Chodzi również o przeżycie doświadczenia “bycia gorszym” przez to, że jestem inny i nie przynależę do żadnej wspólnoty wyznaniowej, a ponadto nikt nie wie ani domyśla się, że jestem nieochrzczony, gdyż bywam w Kościele i prowadzę prawe życie. Dlatego bardzo ważne jest pierwsze spotkanie z osobami nieochrzczonymi. Trzeba być wrażliwym na jedną sprawę: łaska ma swoją godzinę. Ta prawda jest zobowiązującym apelem dla nas, będących w Kościele.
I na koniec o jeszcze jednym sposobie dotarcia do katechumenatu. We wrześniu, na miesiąc przed rozpoczęciem roku formacyjnego, zawiesiliśmy na wieży kościoła św. Marka w Krakowie informacyjny baner. Okazuje się, że jesteśmy dziećmi epoki ikonograficznej i że przemawia do nas obraz. Wiele osób w tym czasie przyszło do nas zatrzymanych, zaintrygowanych plakatowym hasłem: “Nie jesteś ochrzczony? Możesz to zmienić…”
Jakie motywy kierują ludźmi dorosłymi proszącymi o chrzest?
Motywy są różne. Od prostych, życiowych, np. przed kimś ślub i strona katolicka chce, by nie był to tylko ślub mieszany (z osobą nieochrzczoną), ale sakrament małżeństwa dla nich obojga. Na początek każdy z motywów jest dobry, bo staje się zaczepem działania Bożej łaski. Później motywacja pogłębia się i oczyszcza. Robię to nie dla kogoś czy czegoś (patrz małżeństwo), ale dla siebie – dla swej relacji z Bogiem. Są i tęsknoty metafizyczne: poczucie jakiegoś braku, który nawet trudno nazwać. Też doświadczenie, że nie mam żadnego odniesienia do Boga, a na ludzi wierzących patrzę z pewną odmianą zazdrości jako na osoby spełnione. Bywają również i motywy związane z samotnością i wyalienowaniem: Nigdzie nie jestem zakorzeniony. Gdzie jestem i kim jestem? Te dramatyczne pytania przyprowadzają do chrzcielnego źródła.
Przychodzą również ludzie z przeświadczeniem, że prowadzili powierzchowne i banalne życie. Ulegali obecnemu w świecie pędowi konsumpcyjnemu. Przemysł reklamowy nastawiony jest na realizowanie potrzeb człowieka, niewiele zaś mówi o pragnieniach, które odsyłają w sferę ducha, a nie tylko materii. Pojawia się więc pragnienie, by moja egzystencja była sensowna. Ci ludzie znają życie z chwili na chwilę, dla przyjemności, doświadczają, że są zadowoleni, a zapragnęli głębi i prawdziwego szczęścia. By życie nie było li tylko mozaiką przypadków, ale sensowną całością z integrującym je Centrum. I tak rodzi się pragnienie osobowej i osobistej więzi z Bogiem.
Pojawia się czasem zainteresowanie związane z jakimś wyobcowaniem z kultury, w której wzrastają otaczający mnie ludzie. To jest udziałem ludzi zwłaszcza po studiach. Cywilizacja europejska oparta jest na kulturze greckiej i na chrześcijaństwie. Te osoby nie tylko to wiedzą, ale niejako obserwując z zewnątrz owo dziedzictwo, chcą wejść w jego głębię.
Bywają też osoby, którym towarzyszą pytania fundamentalne Skąd? Dokąd? Jak? Pojawia się pewna trwoga metafizyczna: Jeżeli jest Bóg, a ja nie jestem z Nim złączony, to co będzie dalej? Dla niektórych chrześcijaństwo to najlepszy z systemów etycznych, a że zawsze byli wrażliwi na piękno, prawdę i dobro, zatem katolicka moralność jawi się jako pociągająca propozycja życia.
Niektórzy myślą, że jak przyjmą chrzest, to będzie im łatwiej w życiu, że problemy znikną. One oczywiście nie znikną, ale człowiek niewątpliwie będzie mocniejszy o relację z Bogiem.
Ciekawe są motywy osób żyjących w innej wierze. Zgłosił się do nas wyznawca islamu. Gdy przyjechał do Polski, tu ożenił się i ma dzieci. Uznał, że dla jedności wspólnoty życia rodzinnego dobrze by było, gdyby małżonkowie podzielali tę samą wiarę. Przyszedł do nas z pragnieniem poznania Chrystusa. Stwierdził, że jeśli doświadczy, że to, co mówią chrześcijanie jest prawdą, to przyjmie chrzest.
Jak obecnie wygląda droga katechumenatu?
Katechumenat jako przygotowanie do chrztu – a że chrzest osoby dorosłej jest rozłożony na etapy – jawi się rzeczywiście jako droga podzielona na etapy wyznaczone danymi obrzędami liturgicznymi. Ciekawy jest obraz, którym posługiwali się Ojcowie Kościoła, przybliżając istotę takiego sposobu wtajemniczenia w chrześcijaństwo. Porównali to do życia prenatalnego. Zatem katechumenat to czas, gdy w łonie Kościoła (a Kościół zawsze był utożsamiany z Matką) poczyna się nowe życie. Uwaga – to dopiero poczęcie – do narodzin chrzcielnych jeszcze długa droga. To nowe życie rozwija się pod sercem Matki-Kościoła, która odżywia je pokarmem Słowa Bożego i łaską obrzędów liturgicznych, obdarowuje swymi największymi skarbami: znakiem krzyża, księgą Ewangelii, modlitwą Pańską (Ojcze nasz), Credo (Wierzę w Boga). Katechumen to ten, który najpierw słucha i wzrasta, starając się tym, co poznaje, żyć. Ale że warunkiem chrztu jest wiara i nawrócenie, to czas katechumenatu staje się najbardziej gorliwym okresem w życiu tego człowieka, jak też i najbardziej radykalnym, ponieważ wtedy padają zasadnicze decyzje, za którymi stoi ułożenie swego życia wedle Ewangelii. A to kosztuje wiele trudu i wyrzeczenia. Na początku drogi było jeszcze oglądanie się na “statystycznych” chrześcijan, których życie (nie zawsze przykładne…) stanowiło usprawiedliwienie własnych wyborów. Jednak wraz z poznawaniem Chrystusa i łaską obrzędów przychodziła moc, by zmieniać w sobie to, co nie-Jezusowe, z przekonaniem, że właśnie tak trzeba zrobić, by się Bogu podobać. Praktyka życia chrześcijańskiego zaczęła wypływać z relacji do Osoby, a nie z norm. To była prawdziwa rewolucja.
W tym wszystkim katechumen nie jest sam. Zatroskany o jego wzrost Kościół otula go modlitwą (błogosławieństwa i egzorcyzmy) i wspiera ludźmi wiary: katechistami, poręczycielami, rodzicami chrzestnymi. Katechumeni doświadczają obdarowania ze wszystkich stron i wymiarów, co rodzi wdzięczność, a ona jest podstawą kultu. Czym można odpowiedzieć, jeśli i tak wszystko jest darem?! Przynieść siebie w darze. I to dzieje się przy chrzcie podczas Wigilii Paschalnej: powierzam swoje życie Najlepszemu Ojcu.
Obdarowania doświadcza i sama Wspólnota Kościoła. Tak swoje asystowanie katechumenom wspominają chrzestni: To, co było rutyną, objawiło nam swoją siłę i wagę w naszym własnym chrześcijańskim życiu. Mówiąc w kościele św. Marka – po wysłaniu katechumenów – credo, wypowiedziane ze szczerego serca, zaskoczeni wielkością Bożej łaski, dziękowaliśmy Panu Bogu, że mamy prawo je wypowiadać. To pokazuje, że nie tylko przygotowujący się do chrztu, ale i chrześcijanie uczą się na nowo czerpać z tego niezwykłego źródła. Piękne jest to doświadczenie nowości, które towarzyszy nam wszystkim, uczestniczącym w katechumenacie.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Krzysztof Górski OCD
Głos Karmelu, 1/2009