Miłosierdzie przewyższa sprawiedliwość
Jest jednak jeszcze druga strona medalu, którą też ukazują nam Święci Pańscy. Mianowicie, że nie można poprzestać na samej sprawiedliwości i do niej tylko się ograniczyć. Już św. Tomasz z Akwinu mówił, że “sprawiedliwość bez miłosierdzia jest okrucieństwem” (In Matth. 5, 2). Bardzo pięknie, obrazowo, tę samą prawdę wyraził nasz poeta C. K. Norwid: “Częstokroć się lękam wyobrażeń sprawiedliwości niezachwianej, która w człowieku pojedynczym tak łatwo schodzi na fanatyzm. A sądziłbym, że właśnie znajdujemy się w czasie tysiąca drobnych fanatyzmów, w ciasnotę jedną połączonych i jakoby łokciami rozpierających się o miejsce” (C. K. Norwid, Sumienie słowa, n. 1). W tę samą duchową tradycję wpisuje się wierny ich uczeń, Sługa Boży, Jan Paweł II, który w encyklice Dives in misericordia, n. 12, stanowczo stwierdza: “Sprawiedliwość sama nie wystarcza”. Doświadczenia przeszłości i współczesności wskazują bowiem, że w imię motywów rzekomej sprawiedliwości niejednokrotnie niszczy się drugich, zabija, pozbawia wolności, wyzuwa z elementarnych praw ludzkich i ostatecznie doprowadza do zaprzeczenia i zniweczenia samej sprawiedliwości. Stosowanie zasady “oko za oko i ząb za ząb” (Mt 5, 38) prowadzi niechybnie do wielkich krzywd ludzkich i niesprawiedliwości. Po prostu dehumanizuje, co wyrażone zostało w pięknej łacińskiej maksymie: Summum ius – summa iniuria (“najwyższe prawo – najwyższą krzywdą”, albo prościej: “najwyższa sprawiedliwość – najwyższą niesprawiedliwością”). Dlatego też sprawiedliwość zawsze musi być otwarta na miłosierdzie, l to takie miłosierdzie, które – mając obowiązek przebaczania siedemdziesiąt siedem razy w ciągu dnia (Mt 18, 21-22) – ostateczny sąd (Mt 7, 1 2) – również na mocy obowiązku (przykazania) – pozostawia Miłosierdziu Bożemu. “Bo gdyby tylko była Sprawiedliwość a Miłosierdzie się nie dołączało, któż byłby zbawiony?” (Ch. Peguy, Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty, s. 150). I gdyby tylko obszar sprawiedliwości miał być jasno określony i sztywno zobowiązujący, a poza nim miałaby się rozpościerać jakaś mglista przestrzeń rzekomego miłosierdzia z zadaniami nieokreślonymi, spontanicznymi i zupełnie dowolnymi, któż zdołałby ocalić swoje i innych człowieczeństwo? Na szczęście są jeszcze Święci! Oni pokazują, że miłosierdzie przewyższa sprawiedliwość, bo dokonuje tego, czego nie jest w stanie dokonać sprawiedliwość. A gdy w grę wchodzi ratowanie człowieczeństwa bliźnich, nie pytają, czy zawsze mają być miłosierni. Co najwyżej rozwiewają wątpliwości innych ludzi, a sami po prostu czynią miłosierdzie. I to bez granic! Czują się do niego zobowiązani słowem Jezusa. Nawet ból nie stanowi granicy dla ich miłosierdzia… Święci bowiem dziecięco wierzą, że “miłość i tylko miłość (także owa łaskawa miłość, którą nazywamy ‘miłosierdziem’) zdolna jest przywracać człowieka samemu człowiekowi” (Dives in misericordia, n. 14).
Św. Rafał Kalinowski, będąc jeszcze na Syberii, zajmował się wychowaniem dzieci i młodzieży. Kiedyś jeden z wychowanków bardzo ordynarnie do niego się odezwał. Nawiązując do tego faktu, w liście do swojej siostry, Marii, tak opisuje swoją postawę i jednocześnie swe najgłębsze przekonania: “Matka chciałaby, zdaje się, widzieć mię trochę sroższym (…), ale nie potrafię lwa udawać; a jeżeli czasami zniecierpliwiony wybuchnę, to ostatecznie sam ze siebie nierad jestem i kończy się tym, że podwajam łagodność (…). Dla normalnego też wychowania dzieci trzeba posługiwać się oprócz karności ludzkiej [tj. sprawiedliwości], nadto karnością kościelną [tj. miłosierdziem], gdy zaś tę ostatnią stosować nie można, złe będzie wychowanie, złe też będą i rządy” (Rafał Kalinowski, List 219, do Marii Kalinowskiej, Perm, 12/14 lutego 1873).
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus otrzymała kiedyś list od swojej siostry Celiny, w którym donosi jej o tym, że boryka się z pewną leniwą, fałszywą i pijącą wino pokojówką. Wydawałoby się, że w takich sytuacjach trudno odwoływać się do wzniosłej teologii miłosierdzia. Należałoby raczej sięgnąć do zwykłej ludzkiej sprawiedliwości. A jednak Teresa odpisała siostrze: “Pan Bóg miłosierny w odpuszczaniu wszelkich grzechów, jest dość potężny na to, aby ugruntować zasady nawet takim ludziom, którzy ich nie posiadają. Pomodlę się serdecznie za nią; może na jej miejscu byłaby jeszcze gorsza… może ona byłaby już wielką świętą, gdyby otrzymała połowę tych łask, jakimi Pan Bóg obdarzył mnie tak hojnie” (List 147). Wynika z tego, że Teresa swoją teologię miłosierdzia potrafi zastosować do najbardziej banalnych i codziennych sytuacji życiowych. Wiarygodność tej teologii potwierdzona jest pytaniem otwartym na tajemnicę: “Co stałoby się, gdyby ta biedna pokojówka otrzymała połowę tych łask, jakimi Panu Bogu spodobało się obdarzyć Teresę?”.
I na zakończenie jeszcze jedno świadectwo miłosierdzia autentycznie “ubogiej wdowy” z Ewangelii; świadectwo jakie wystawił Zbigniew Herbert swojej babci: “Babcia była w trzeci zakonie. Ojciec wyśmiewał to. Była stale zawstydzona swoją dobrocią. Na pomaganie biednym nie wystarczała jej emerytura. Ojciec czasem dostawał rachunki do zapłacenia, jakieś pięćdziesiąt złotych… Babcia była w stałej defensywie, ale nigdy nie broniła się, że Pan Jezus powiedział… Ojciec bardzo był podobny do babci, chciał ją jakoś uchronić, wychować [sprawiedliwość!]… Raz, gdy zamknął drzwi, uciekła do kościoła przez okno. Jej można było wszystko powiedzieć. Opiekowała się dziewczyną, co miała dziecko. Nigdy nie mówiła o niej, że to taka panna, co zgrzeszyła. Babcia nigdy nie wykorzystywała swojej religijności jako argumentu, że tak trzeba żyć. Nie chciała nikogo pociągać za sobą. Myślała, że ci, którzy postępują inaczej, mają swoje racje po temu. Gdy przychodzą, trzeba ich przyjąć. Jak aniołów (…). U babci nie było bluźnierstwa, była pokora. W niej światło nie gasło. Ona miała (…) kontakt z Panem Bogiem (…) Ona była z Nim. Upadłym dziewczynom nie mówiła, że trzeba się nawrócić, iść do spowiedzi (…). Babcia wiedziała, że jest jakiś plan i ona w jego realizacji strasznie źle pomaga (…) Nie chciała naprawiać świata jak ojciec, tylko akceptować”.
Głos Karmelu, 5/2007