Babcia Halina z Ukrainy

Pozdrowienia od pani Haliny szczególnie dla karmelitów…


Wczoraj byłem u babci Hali, 89-letniej parafianki z Chażyna, wioski pod Berdyczowem. W latach 90-tych u niej w domu nasi bracia odprawiali Mszę święta, dopóki nie zbudowano kaplicy. Jej najstarsza córka zginęła w ataku rakietowym w Zaporożu, 30 września. Właśnie mieli z mężem wyjeżdżać, wysiadła z samochodu, żeby jeszcze po coś wrócić. rosjanieuderzyli w kolumnę pojazdów przeznaczonych do pomocy humanitarnej i ewakuacji. Jej mąż znalazł ją, gdy jeszcze żyła…

daleko od tych miejsc. Głos tej staruszki to tylko dalekie echo. A poza Ukrainą? Prawie nie słychać tych głosów, choć wojna, jako trwające wciąż wydarzenie, zajmuje sporo miejsca pomiędzy informacjami o golach Lewandowskiego.

„Po coś wyszła z samochodu… pewnie Cię Pan Bóg zawołał… Kiedy zięć znalazł Ludę, powiedziała, że bardzo boli. Miała porozrywane całe ciało. Zięć zawiózł ją do szpitala, ale niczego nie dało się zrobić.”

Hala miała trzy córki, sześć wnuczek, jedenaście prawnuków. Najstarszy prawnuk walczył w Mariupolu. Gdy próbowali się wydostać z Azowstalu, został ranny w obie nogi, wzięty do niewoli, ostatni raz rodzina widzieła go na jakimś video zarejestrowanym przez rosjan.

Babcia Hala wspomina jak ojciec Benedykt i inni ojcowie karmelici zaczęli odprawiać Msze święte w Chażynie. Ona dbała o wyposażenie liturgiczne, z początku w swoim domu, później w kaplicy. Ojciec Piotr H. chciał jej dać za to jakieś pieniądze, ale kategorycznie odmawiała.

„Podarował mi więc Dzienniczek siostry Faustyny. A ojciec Romuald po Mszy brał gitarę i uczył nas śpiewać. Niech ojciec pozdrowi wszystkich karmelitów…”

o. Rafał Myszkowski, Berdyczów