Życie doczesne jest walką, i to twardą, bezpardonową walką. My tego nie zmienimy. Człowiek wiary, każdy, albo musi walczyć wytrwale i chwalebnie zwyciężyć, albo też poddać się tchórzliwie i nędznie zginąć. I cóż obierzemy? Zwycięstwo, czy klęskę? Chyba zwycięstwo, bo któż by przy zdrowym rozumie i zdrowych zmysłach obierał na trzeźwo klęskę i zgubę!
Życie to bitwa, którą musimy wygrać. Jakie to niedzisiejsze powiedzenie! Hasło napawające lękiem. Wzywa bowiem do konfrontacji, współzawodnictwa, wyrywa ze sfery komfortu i świętego spokoju. Tym wezwaniem przejmą się ludzie, którzy swoje życie traktują poważnie. Wiedzą, jaką wartość i sens ono posiada i po co żyją na ziemi oraz czym to życie winno się zakończyć. Problem wielu polega właśnie na tym, że żyją tak, jakby tutaj na ziemi mieli być na zawsze, a przynajmniej na kilka setek lat. Próbują więc jakoś się tutaj urządzić. Po drugie, nawet jeśli żyją z przeświadczeniem, że to życie się skończy, nie bardzo mają wyobrażenie swojego życia wiecznego, czy jakiegokolwiek życia po ziemskiej egzystencji. Łączy ich jedno: konformizm wynikający z lenistwa. Tak, poważnie traktują siebie i swoje powołanie ludzie, którzy nie boją się wysiłku, trudu, zmagania, przekraczania siebie. Życie duchowe, prawdziwe życie, jest dla odważnych i pracowitych, nie dla tych, którzy lubią tylko pospać. Ich tragedia polega na tym, że nawet nie zauważają, jak niepostrzeżenie przesypiają całe życie, marnując je i gotując sobie zgubę wieczną.