Wszystko jest zewnątrz nas. Mocni o tyle jesteśmy, o ile się chwytamy Zbawiciela i tych, których przez Niego poznaliśmy. Jeżeli się nie trzymamy Go, możemy tylko trafić do Jego przeciwnika, bo w nas samych — nicość, zero i nie możemy wystarczyć sobie w złem czy dobrem, z samej natury stworzenia naszego, ani na jedną chwilę.
Już św. Paweł pisał, że tylko siłą potęgi Bożej możemy oprzeć się „podstępnym zakusom zła”. To, co nas zabezpiecza, to „Boża zbroja”, Słowo Boże. Patrząc na życie św. Rafała Kalinowskiego, można z całą pewnością powiedzieć, że duży wpływ na jego drogę do Boga i dojrzewanie w wierze mieli inni ludzie – ci, których spotkał na swojej drodze. Szanował wszystkich i w miarę swoich możliwości starał się przyjść im z pomocą. To, co pozwalało mu, czasem nawet heroicznie, kochać drugiego człowieka, to wciąż pogłębiana relacja z Bogiem; miłość do Niego jako Stwórcy i Pana. On sam czuł się przez Boga kochany i zaopiekowany. Niedogodności, których doświadczał, interpretował jako karę za grzechy i pokutę, szczególnie za grzech pychy. Wiedział, że jesteśmy słabi, dlatego został „więźniem” i „męczennikiem” konfesjonału. Każdemu chciał dać szansę, bo wiedział, że każdy na tę szansę zasługuje. Bez Boga nie będziemy zaś w stanie zmienić się, ani nawrócić. Natomiast, jeśli naszą pustkę i bezsilność ofiarujemy Bogu, oddamy się Jemu do dyspozycji, On wyniesie nas na wyżyny świętości. Musimy tylko zaufać.