Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli Ojcze nasz, a potem Pozdrowienie Anielskie; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym je odmówiła setki razy, ale z pośpiechem.
św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza
Modlitwy nie można zrozumieć bez krzyża. Przybiera on formę oschłości, niesmaku i znękania. Modlitwa wymaga wytrwałości i męstwa, by mogła sprostać próbie oschłości. Najpierw oczywiście trzeba pytać siebie, czy trudności z modlitwą nie są wynikiem różnych zaniedbań. Wyobraźmy sobie siewcę, który wyszedł w pole siać ziarno. Gdy pod wieczór zakończył pracę, powiedział do siebie: ”Jeśli pojutrze nie zobaczę tutaj dojrzałych kłosów, opuszczam to pole”. Zauważamy od razu, że ktoś tutaj ma problem. Nie ziarno i nie pole, lecz siewca. Podobny sposób myślenia towarzyszy gwałtowności, która nie rozumie, czym jest rozmowa z Bogiem. Modlitwa nie jest jak mechaniczne urządzenie, w którym wystarczy przycisnąć przycisk, by zaczęło działać. Modlitwa jest jak sadzonka rośliny, którą Duch Święty umieścił w twym sercu i zawierzył twoim rękom. Ma rosnąć przez całe życie.