Zupełnie wyraźnie dziś rano, w czasie modlitwy widziałam marność wszystkiego i nicość wszystkiego, co nie jest Bogiem. Pozostawałam pod wrażeniem wielkości Majestatu Bożego. Te rzeczy pozostawiają mi w duszy gorącą miłość i wielki pokój. To rozpalenie miłości zajmuje moją uwagę, niezbędną przy tym, co jest zewnętrzne, bo, nic na to nie poradzę, dusza skupia się wewnętrznie.
Jak to możliwe, że rzeczy drobne i nieistotne mogą przesłonić nam to, co naprawdę wielkie i wartościowe? Chcąc poznać, jakie coś jest wielkie, trzeba podejść blisko i dokładnie to obejrzeć, poświęcić temu czas. Rzecz wielka będzie wydawać się jeszcze większa na tle przedmiotów małych. Tragedią jest to, że często skupiamy się na błahostkach, które mamią nasz wzrok. Nie pozwalając oderwać od siebie oczu, sprawiają, że nie widzimy nic poza nimi. Wystarczy podnieść wzrok wyżej, spojrzeć poza horyzont. Wtedy, widząc znacznie dalej i więcej, dostrzeżemy prawdziwe i jedyne piękno. To zaś może nakierować nas na Stwórcę tego piękna. Tylko relacja ze Stwórcą może nam uzmysłowić, że to, co ziemskie, mimo iż ma swoje piękno, jest nietrwałe. Kontemplacja porządkuje naszą hierarchię wartości, ukierunkowuje nasze życie na wieczność, nie tylko na krótką, ziemską egzystencję.