Boski Pastuszek mówi: „Mały pasterzu moich najmniejszych owieczek ze stada mojej Matki, nie martw się o nie: Ja czuwam nad jednymi u drzwi, moja Matka pilnuje drugich, czego się boisz? Powiedz im tylko, by były ubogie i by całą nadzieję złożyły we Mnie; Ja jestem drogą, prawdą i życiem. Moje serce jest otwarte dla małych, moja wiedza jest odkryta dla prostych, a moja miłość obejmuje cichych i pokornych sercem. Zapomnij o sobie dla moich owieczek, a Ja będę troszczył się o Twoją duszę”.
Jezus, chcąc przekazać ludziom prawdę o miłości Boga do nich, często przywołuje postać pasterza. Sam niejednokrotnie mówi o sobie jako o Dobrym Pasterzu. Któż by nie chciał być prowadzony przez takiego pasterza? Tymczasem już jesteśmy owcami ze stada tego Pasterza. Dlaczego nie skaczemy z radości i żyjemy tak, jakby to do nas nie docierało? Zranieni grzechem pierworodnym, nie chcemy być owcami, nie chcemy być zależni od kogoś, nawet, gdy wiemy, że ten ktoś prowadzi nas tylko na żyzne, wiecznie zielone pastwiska. Trudno jest zgodzić się na to, by być małym. Mały czuje się zagubiony i przytłoczony wszystkim. To, co wokół, wydaje się wielkie, zagrażające jego życiu. Chcąc przetrwać, musi prosić o ochronę kogoś większego. Nie lubimy też nie wiedzieć czegoś, być nieumiejętnym. Chcemy być raczej wszystkowiedzący, wszystko potrafiący. Człowiek nieumiejętny, musi poprosić o pomoc i dać się po prostu pouczyć. Nie lubimy być cisi. Chcemy, by nasz głos był słyszalny, a nasze postulaty zrealizowane. Nie wiemy, że tylko serce ciche i pokorne może usłyszeć Boga i pozwolić się Jemu bezgranicznie, bezwarunkowo pokochać.