40 dni rekolekcyjnych rozważań ze św. Teresą od Jezusa
Czas poznawania siebie i życiowej wędrówki w głąb serca oraz codziennego nawracania się i wybierania Boga
Prowadzi: o. Mariusz Wójtowicz OCD
Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować.
Pewnego dnia zdarzyło mi się, że wszedłszy do kaplicy domowej, ujrzałam obraz (…) przedstawiał Chrystusa, całego okrytego ranami, tak wiernie oddanego, że na widok jego moja dusza wstrząsnęła się do głębi, oglądając Pana w takim stanie,
Niech ufa w dobroć Boga, która jest większa niż wszystkie złości, jakich możemy się dopuścić, bo nie pamiętając o niewdzięczności naszej, skoro tylko my uznawszy swoją winę, pragniemy wrócić do łaski i przyjaźni Jego.
Modlitwa, bowiem wewnętrzna jest to, zdaniem moim, poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylewna, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. (…) do prawdziwej miłości i do trwałej przyjaźni potrzeba, aby z obu stron było takie samo usposobienie i warunki.
Nie sądźcie, bym wam chciała zbyt wiele rzeczy nakładać. (…) Trzy rzeczy tylko w tejże Regule zalecone, szerzej tu objaśnię, bo niezmiernie wiele na tym zależy, byśmy dobrze zrozumiały, jak bardzo nam potrzebne jest ich przestrzeganie;
(…) jeśli chcemy znaczny uczynić postęp na tej drodze i dojść do tych mieszkań, do których tęsknimy, nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały, a zatem i to głównie czynić, i do tego przykładać się powinnyśmy, co skuteczniej pobudza nas do miłości.
(…) bo nie o to chodzi, by oddalić się ciałem, ale o to, by dusza stanowczo i całkowicie zespoliła się z Jezusem, najsłodszym Panem naszym, w którym znalazłszy wszystko, zapomni o wszystkim.
Prawdziwa pokora na tym głównie się zasadza, byśmy zawsze ochotnie gotowi byli na wszystko, cokolwiek Pan z nami zrobić zechce, i zawsze znali siebie niegodnymi zwać się sługami Jego.
Sądzę, że wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie co chce, niech boli jak chce, niech szemrze kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami.
Cztery - zdaje mi się - mogą być sposoby podlewania: albo ciągnąć wodę ze studni, co jest pracą bardzo uciążliwą, albo za pomocą norii czy wodociągu, dobywając wodę przez obracanie koła, jak tego sama nieraz próbowałam.
O początkujących w modlitwie wewnętrznej można powiedzieć, że są podobni do ludzi ciągnących wodę ze studni, co jak mówiłam, wielkie im sprawia trudu.
Teraz powiem o drugim sposobie czerpania wody, jaki powziął Pan ogrodu, aby ogrodnik mógł za pomocą sztucznego przyrządu i kanału z mniejszą pracą sprowadzać większą ilość wody i niekiedy odpocząć, a nie ciągle się trudzić.
Mówmy już teraz o trzecim sposobie podlewania ogrodu za pomocą wody sprowadzonej ze strumienia lub ze źródła. Ten sposób podlewania odbywa się z daleko mniejszą pracą, choć sprowadzenie wody zawsze połączone jest z niejakim trudem.
Niech Pan zechce nauczyć mnie słów odpowiednich, abym zdołała powiedzieć nieco o czwartej wodzie i czwartym sposobie podlewania ogrodu. (…) We wszystkich poprzedzających sposobach modlitwy, o których mówiłam, ogrodnik zawsze ma pewną pracę i trud, chociaż na tym ostatnim praca ta połączona jest z taką chwałą i pociechą, że dusza chciałaby pozostać w niej na zawsze.
Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. Bo w istocie (…) dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa.
Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem.
Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą, musi towarzyszyć uwaga.
Otóż jak pszczoła, zważmy to porównanie, nie siedzi ciągle w ulu, ale wciąż wylatuje z niego i lata od kwiatu do kwiatu zbierając miód, tak i duszy pracującej nad poznaniem siebie, dobrze jest, niech mi wierzy, wzlecieć niekiedy wyżej, do rozważania wielmożności Boga.
Nurzałam się blisko dwadzieścia lat w tym burzliwym morzu, wciąż upadając, to znów podnosząc się, i to słabo tylko - i potem znowu upadając - i wiodłam życie tak przeciętne i dalekie od doskonałości, że grzechy powszednie prawie za nic sobie miałam (...)
Takich dusz, sądzę, z łaski Bożej wiele jest na świecie; pragną one nie obrazić w niczym Boskiego Majestatu, wystrzegają się nawet grzechów powszednich, spełniają chętnie uczynki pokutne, mają swoje godziny wyznaczone do skupienia się w duchu, czasu dobrze i pożytecznie używają;
Co do sposobu, w jaki dusza zachowywać się powinna w chwilach tego odpocznienia, niczego tu więcej nie potrzeba, tylko cichości i nierobienia hałasu.
Naonczas ożywia się ten robak, gdy ciepłem Ducha Świętego zagrzany, poczyna korzystać z ogólnych pomocy łaski, których Bóg użycza każdemu; gdy poczyna używać środków, które Pan w Kościele swoim pozostawił, uczęszczania do spowiedzi, czytania dobrych książek, słuchania słowa Bożego;
Wierzajcie, siostry, jedna jest tylko droga bezpieczna: chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my same siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy.
Wtedy Pan (…) rzekł do mnie: Nie bój się, córko nikt nie zdoła odłączyć cię ode Mnie. Potem ukazał mi się przez wyobraźnię jak to nieraz czyni, w najgłębszym wnętrzu duszy mojej, i podając mi rękę prawą rzekł: Zobacz ten gwóźdź: jest to znak, że od dnia dzisiejszego będziesz moją oblubienicą.
Odwagi więc, córki moje, nie dawajcie miejsca smutkowi; ale gdy posłuszeństwo posyła was do posług zewnętrznych, bądźcie tego pewne, że i w kuchni także, wśród garnków i rondli, Pan jest z wami, i wewnątrz i zewnątrz was wspiera.
Ponieważ jesteś sama, postaraj się, córko o towarzystwo. A jakież mogłabyś znaleźć lepsze nad towarzystwo samego Mistrza, który nauczył nas tej modlitwy? Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać.
Okrutnie traktuje Bóg swoich przyjaciół. W rzeczywistości jednak nie czyni im nic złego, przecież tak samo postąpił ze swoim Synem". Wcześniej Bóg Ojciec dał jej zobaczyć w ekstazie swego ukrzyżowanego Syna i powiedział: "Tak traktuję swoich przyjaciół".
Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi z pomocą, dodaje sił, nie opuszcza nikogo, jest prawdziwym i szczerym przyjacielem.
Pewnego dnia, a było to w wigilię Zesłania Ducha Świętego, po Mszy schroniłam się na miejsce samotne, gdzie często przebywałam na modlitwie i wziąwszy do rąk dzieło jednego Kartuza, czytałem fragmenty odnoszące się do jutrzejszej uroczystości.
Ojcze Święty, który jesteś w niebie, kiedy taka była wola Twoja, iż zgodziłeś się na takie dla nas poniżenie się Syna Twego, że zaiste nie mogłeś odrzucić ofiary Jego, tak wielkie dobro i szczęście nasze na celu mającej, niechże - jak mówiłam już wyżej - choć ktoś się znajdzie, kto by za tym tak sponiewieranym Synem Twoim przemówił, skoro On sam nigdy w obronie swojej nie stawał.
Gdy matka moja umarła miałam, o ile pamiętam, dwanaście lat lub mało co mniej. Rozumiejąc wielkość straty, poszłam w utrapieniu swym przed obraz Matki Boskiej i szczerze płacząc błagałam Ją, aby mi była matką.
Ojciec ten mój i Patron wybawił mnie i więcej mi dobrego uczynił niż sama prosić umiałam. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek aż do tej chwili prosiła go, o jaką rzecz, której by mi nie wyświadczył. Jest to rzecz zdumiewająca, jak wielkie rzeczy Bóg mi uczynił za przyczyną tego chwalebnego Świętego.
Gdy widzę taki ogromny majestat, ukryty w takiej malutkiej rzeczy, jaką jest Hostia, wtedy doprawdy dusza moja nie może wyjść z podziwu nad taką nieogarnioną mądrością.
(…) najłatwiej było mi odnaleźć się podczas Jego modlitwy w Ogrójcu. Tam dotrzymywałam Mu towarzystwa. Myślałam – o ile byłam w stanie – o tym pocie i przygnębieniu, które tam odczuwał.
I dla mnie ta zbytnia ufność w siebie była przyczyną ruiny. Bardzo, więc w tym stanie, jak w każdym innym potrzeba przewodnika i zasięgania rady osób duchownych.
Niech pamięta ta dusza o Jego słowach, niech się przypatrzy temu miłosierdziu, jakie okazał nade mną, której prędzej sprzykrzyło się obrażać Go, niż Jego łaskawości sprzykrzyło się odpuszczać mi.
My wszyscy, którzy nosimy święty habit Karmelu, jesteśmy powołani do modlitwy i kontemplacji; to jest bowiem nasz początek, z tego rodu się wywodzimy, od owych świętych ojców naszych z Góry Karmel, którzy w głębokiej samotności i w całkowitym oderwaniu od spraw tego świata, szukali jedynego skarbu, drogocennej perły kontemplacji.
Ojciec mój miał wielkie miłosierdzie dla ubogich i był litościwy dla chorych, a także dla sług. Tak dalece, że nigdy nie mógł się zdobyć na trzymanie u siebie niewolników dla wielkiego nad nimi politowania.
W opisach tych fundacji nie przedstawiam tych wielkich trudów podróży pośród chłodu, upału, śniegu, a zdarzało się nieraz, że przez cały dzień śnieg nie przestawał sypać, a innymi razy gubiłyśmy drogę, innymi znowu podróżowałam z wielkimi dolegliwościami i z gorączką.
Czułam, że oddawszy się bez podziału modlitwie za tych, którzy bronią Kościoła, za kaznodziejów i uczonych teologów, którzy są obrońcami jego, będziemy wedle naszej możności wspomagały tego Pana naszego, (...)