Winniśmy zdobyć i przyswoić sobie ducha umartwienia i modlitwy. Duch ten polega na skupieniu wewnętrznym, unikaniu niepotrzebnych roztargnień (…), pilnowaniu odosobnienia serca i ciszy, aby słyszeć głos Ducha Świętego, a równocześnie, jak najczęściej przez akty wiary, nadziei i miłości wznosić się i łączyć z Bogiem ukochanym z całego serca, ze wszystkich sił i myśli – polega przede wszystkim na głębokim i niewzruszonym przekonaniu o potrzebie skuteczności i pożytku modlitwy… Tak też modlitwą będziemy oddychać i żyć, gdy ukochamy ją ze wszystkich sił. Wtedy to dopiero spełnimy to przykazanie Pańskie: «iż się zawżdy modlić potrzeba, a nie ustawać nigdy» (Łk 18, 1).
Modlitwa powinna być stylem życia, sposobem funkcjonowania. Staje się nim wtedy, gdy zaczynamy nią oddychać. Dochodzimy do przekonania, że to ona nadaje życiu sens, że dzięki niej prawdziwie żyjemy. Bez modlitwy, czyli choć krótkiego wzniesienia serca i myśli do Boga, będziemy czuli, że usychamy, dusimy się przygnieceni nawałem spraw i problemów. Jeżeli czujemy, że właśnie tak dzieje się w naszym życiu, albo niebezpiecznie zmierza ono w tym kierunku, to brak naszej duszy tego życiodajnego, świeżego powietrza. Nie zaczerpniemy życiodajnego tlenu w pomieszczeniu, gdzie jest zaduch, nieświeże, morowe powietrze. Trzeba jak najszybciej takie pomieszczenie opuścić. Wracamy zatem do punktu wyjścia. Jeśli nie wychodzi ci modlitwa, nie pragniesz modlitwy, nie wiesz, jak się modlić - przyjrzyj się swojemu życiu. Zadbaj o atmosferę, w której życie modlitwy będzie mogło wzrastać. Uporządkuj swoje życie, wyeliminuj z niego chaos, hałas, roztargnienie. Wtedy duch będzie mógł wzrastać, bo nie będzie przygnieciony tym, co światowe.