W swojej dobroci i miłosierdziu Pan dał mi zrozumieć, że moje wielkie i całkowite ubóstwo – coraz bardziej widoczne – nie jest przeszkodą w tym wewnętrznym zjednoczeniu i że przeszkodą z mojej strony jest, że nie zdobywam się na całkowite oddanie się w Jego ramiona. Wszystko to rozpala miłość w sposób bardzo silny, choć niewyczuwalny. Jest to miłość bolesna, która zapala się we wnętrzu, bez mojego udziału, bez najmniejszego powodu.
Jesteśmy skupieni na samodoskonaleniu, na gromadzeniu różnych dóbr w przekonaniu, że w naszym życiu, również tym duchowym, wszystko zależy od nas. Im więcej, tym lepiej. To bardzo światowe myślenie. Tak myślą, używając określenia św. Pawła, ludzie cieleśni. To wszechmocny i miłosierny Bóg ma nas wywyższyć, przyozdobić darami i łaskami. Bogactwo łaski ma zajaśnieć w naszym ubóstwie. Problem w tym, że nie dowierzamy Bożej dobroci i wszechmocy. W dziele naszego zbawienia i uświęcenia, mimo że wiemy, iż zależy ono całkowicie od Boga, często działamy na własną rękę. Nie chcemy się pozbyć tej samowoli i wszystkiego tego, co dzięki niej udało się nam osiągnąć. Dlatego gdy zbliżymy się do prawdziwej, Bożej miłości, jej żar wypala wszystko, co nie jest Bogiem, co do Niego nie prowadzi, co nie jest Jego darem. Na początku ten płomień sprawia ból, ale w miarę, jak usuwa w nas wszelkie grzeszne naleciałości, widzimy w jego blasku, jacy piękni i jak bardzo podobni do Boga jesteśmy.
Odszedł do Boga w Karmelu
1960 † br. Bogumił od św. Jozafata (Mazurek) 1961 † br. Joachim od św. Anny (Godyń)