Nie mogłabym zapomnieć, droga Matko, ile doznałam od Ciebie dobroci i serca w chwilach tak doniosłych w mym życiu, a nie wątpię, że łaska mego powołania zakonnego miała początek w tym szczęsnym dniu, gdy otoczona mymi dobrymi nauczycielkami, przed ołtarzem, poświęciłam się Maryi całkowicie, wybierając Ją za szczególniejszą moją Matkę, właśnie tegoż dnia, gdy Jezus wstąpił po raz pierwszy do mego serca. Ufam i wierzę, że Maryja nie zwracała wówczas uwagi na moją niegodność, ale w swej wielkiej dobroci uwzględniła cnoty kochanych Matek, które z taką troskliwością przygotowywały moje serce na przyjęcie Jej Boskiego Syna.
Często błędnie myślimy, że nasze życie, które dał nam Bóg, to wyłącznie nasza sprawa i jedynie od naszej silnej woli zależy, czy i jak wykorzystamy ten dar. Niestety, podlegamy słabości, która daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Bóg, stwarzając nas, uczynił nas istotami społecznymi i powierzył nas sobie nawzajem, byśmy mogli wspierać się nawzajem i wstawiać się jedni za drugich do Boga. Dopiero w niebie dowiemy się, ile zawdzięczamy innym ludziom. W swojej pysze możemy twierdzić, że odwaga pójścia za powołaniem, które wyznaczył nam Bóg, wytrwałość na tej drodze, dobro, które dzięki nam się dokonało, wreszcie nasza wiara, to wyłącznie nasza zasługa. Winniśmy również być wdzięczni tym wszystkim, którzy własnym przykładem, dobrym słowem i czynem, pokierowali nas w kierunku Boga, sprawili, że zaczęliśmy Go szukać. Abyśmy wytrwali w naszym powołaniu, niezbędna jest nie tylko ludzka pomoc i nasza determinacja. Na nic by się zdały, gdyby zabrakło nam pomocy z góry. Obyśmy nigdy o tym nie zapomnieli.
Odszedł do Boga w Karmelu
1934 † br. Konstanty od św. Eliasza (Warchał)