Bóg dał mi do zrozumienia, że jestem przywiązana do pociech i odczuwalnych oznak Boskiego zjednoczenia. Cierpię, kiedy widzę, że Pan, aby przyciągnąć mnie, daje mi pociechy. Jaką nędzą muszę być w Jego oczach. I cierpię też, widząc, że nic nie czynię dla Boga. Chciałabym udręczyć me ciało, aby okazać Bogu moją miłość. Dał mi też do zrozumienia, że Boskie zjednoczenie nie polega na tym odczuwalnym skupieniu, lecz na doskonałości mojej duszy, na naśladowaniu Go i cierpieniu z Nim. Nie na wewnętrznych słowach, gdyż na to nie powinnam zwracać uwagi, lecz na byciu prawdziwą świętą, na posiadaniu Jego doskonałości.
Jak trudno jest człowiekowi naśladować Boga i upodabniać się do Niego, jak wielka przepaść dzieli Boże wymagania od ludzkiej kondycji i możliwości. Wiedzą to ci, którzy choć trochę starają się zbliżyć się do ideału świętości. Idąc za Bogiem, trzeba nieustannie zadawać sobie to pytanie. Czego szukam, po co za Nim idę? Czy rzeczywiście zależy mi na naśladowaniu Jezusa, czy raczej szukam siebie i chodzę swoimi drogami? Choć decyzja pójścia za Jezusem była szczera, wciąż jednak możemy szukać raczej pociech, darów i łask, które możemy od Niego otrzymać. Warto sobie to uświadomić i przekonać się, jak bardzo jesteśmy słabi. Takie pytania zadajemy w obliczu przychodzącego niespodziewanie kryzysu. Prawdziwe zjednoczenie to nie odczuwalne łaski czy doznanie obecności Boga, które jest źródłem nieustannej radości. Człowiek zjednoczony z Bogiem z otwartym sercem przyjmuje przychodzący na niego krzyż. Chce naśladować Chrystusa cierpiącego. Pragnie mieć udział w jego cierpieniach, samotności, opuszczeniu. Dotrzymać Mu wtedy towarzystwa. Wtedy najpełniej, bo w sposób czysty, da dowód swej miłości do Stwórcy; tego, że naprawdę zależy mu na Nim, nie na Jego darach.