Jezus jest naszym Boskim Orłem, my zaś jesteśmy zdobyczą Jego miłości. Porywa nas, umieszcza na skrzydłach i unosi bardzo daleko, bardzo wysoko, do tych rejonów, gdzie dusza i serce pragną się zagubić. Pozwólmy Mu się porwać i zanieść tam, gdzie On chce!
Porwanie kojarzy się z pozbawieniem wolności, ubezwłasnowolnieniem. Porwanie przez miłość to jednak coś zupełnie innego. Być porwanym, owładniętym przez osobę ukochaną, to dać się przez nią prowadzić, pozwolić sobie unosić się na tej fali. Problem w tym, że potrzeba zgody, by poniosła nas ona dokąd chce, niekoniecznie tam, gdzie byśmy planowali. Orły szybują nad graniami. Niebezpieczny to teren, bo każdy upadek może skończyć się tragicznie. Nie wzlecą tam jednak żadne drapieżniki, można czuć się bezpiecznie. Trzeba tylko zaufać, że na grzbiecie Boskiego Orła przefruniemy bezpiecznie nad wszelkimi niebezpieczeństwami. Im straszniej wokół, im bardziej czujemy się słabi, tym mocniej winniśmy się Go trzymać. W górze powietrze jest zawsze czyste. Chcąc nim pooddychać i nabrać sił, trzeba oderwać się od ziemi, nie dać się przytłoczyć problemami codzienności, choć na chwilę wznieść swoje serce i wzrok ku niebu, by zatęsknić za Bogiem i wiecznością, a wtedy to, czym żyjemy tutaj na ziemi, będzie miało dla nas sens.