W tym ognisku miłości Boga wybucha razem i płomień miłości bliźniego, i rodzi się pragnienie widzieć wszystkich pożeranych tąż miłością Bożą. „Chwalcie Pana ze mną!” „A jakże nie miłować razem i bliźniego, gdy w oczach Boga dusza jedna ludzka warta więcej nieskończenie niż świat cały”? Skazy też żadnej ona nie chce, wszystka jasna i przejrzysta, nie pragnie nic, jeno Boga samego. Głosem bowiem serca ma być gorliwość: miłować Boga - miłować dla Niego samego. Któż jednak jest w stanie osiągnąć ten stopień miłości doskonałej, jednoczącej wolę naszą z wolą Bożą?
Często zastanawiamy czym jest tak naprawdę miłość Boża? Jaki obraz może najlepiej by oddać Jej działanie i głębię? Wielu autorów i mistyków posługuje się symbolem ognia, który z jednej strony wypala, trawi i obraca w popiół wszystko, co stanie na jego drodze. Z drugiej strony daje ciepło i światło, wskazuje drogę wśród ciemności. Od jednego źródła ognia można także odpalić kolejne, przenosząc go, i w ten sposób zapewnić mu trwałość. Bóg nigdy, nikomu nie szczędzi swojej miłości. Dlaczego zatem nie płoniemy tym ogniem, nie zapalamy innych miłością Bożą? Dlaczego inni nie ogrzewają się przy nas i nie leczą swoich ran? Po pierwsze, zbyt zajęci sobą, nie dostrzegamy tej miłości. Po drugie, nawet jeśli ją odkryjemy i przyjmiemy, chcemy często zatrzymać ją dla siebie. Niestety, nie zauważamy, że ogień już dogorywa, a my karlejemy w naszym człowieczeństwie; nie chcąc się rozwijać, dzieląc się miłością, zwyczajnie się cofamy.