Zasadniczo pozostaję do godziny, a czasem nieco dłużej, gdy czuję się silnie przyciągana do stóp tabernakulum. Więc, w głębokiej ciszy wewnętrznej, nie robię nic innego poza tym, że jestem zjednoczona z Panem i kocham Go. Po tych trzech dniach, podczas których sądzę, że Pan chciał mnie ukarać za wielką niedoskonałość, w której trwałam, On znów jest złączony z moją duszą. Wielkie są radości, które otrzymuję, pokój i słodycz, jakie one przynoszą, i nie bez rozkosznych wzruszeń, bo miłość się rozpala i pragnienie miłości jest coraz większe.
Miłość podlega ciągłemu rozwojowi, dojrzewaniu. Stagnacja jest jej zaprzeczeniem. Miłość to siła, która stworzyła świat. Chce, by ten, na którego wejrzy, wzrastał, rozwijał się. Wiemy, że tłamszenie kogoś, podcinanie skrzydeł, jest zaprzeczeniem prawdziwej miłości. Odkryła to św. Teresa od Dzieciątka Jezus, a poświęcona jej książka, napisana przez o. Marię Eugeniusza od Dz. Jezus, nosi znamienny tytuł: „Twa miłość wzrasta wraz ze mną”. Tak, miłość nie zazdrości drugiemu wzrostu czy otrzymanych łask. Z drugiej strony nie zniechęca się, gdy widzi, że ten, kogo kocha, nie postępuje tak szybko, jak ona. Cierpliwie czeka i motywuje do wzrostu. Miłość jest trudna, bo nie polega na tym, by dużo robić. Wymaga cierpliwego trwania, bycia przy drugim w doli i niedoli. Miłość to pozwolenie, by drugi kochał mnie i obdarowywał. To przyznanie, że nie jestem samowystarczalny i po prostu potrzebuję przy sobie kogoś drugiego.