"Zapytałam ją wieczorem w czasie matutinum, co rozumie przez słowa: „pozostać małym dzieckiem przed Bogiem”. Odparła: „To znaczy uznawać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, jak małe dziecko oczekuje wszystkiego od ojca. Niczym się nie martwić, nie gromadzić mienia. Nawet u ludzi ubogich, dopóki dziecko jest małe, dają mu to, co niezbędne – ale skoro tylko podrośnie, ojciec nie chce go już żywić i mówi do niego: «Teraz pracuj, możesz już sam dać sobie radę»”.
Co tak naprawdę św. Teresa rozumiała pod pojęciem „małej drogi”, czy „dziecięctwa duchowego”? Na czym polegała oryginalność jej nauki? Na pewno nie jest to droga lekka, łatwa i przyjemna – droga dla ludzi małostkowych i leniwych. Tacy w ogóle nie będą w stanie pójść żadną drogą, która prowadzić do świętości i pełnego zjednoczenia z Bogiem. To ciężka praca, by poznać siebie w świetle Bożej miłości. Prowadzi ono do wniosku, że wobec Boga, wobec zakusów złego, który działa w świecie, a wreszcie wobec swojej słabości, małości, jesteśmy po prostu bezradni. Jeśli chcemy temu jakoś przeciwdziałać, podejmujemy ludzkie wysiłki i na nich poprzestajemy, z czasem dochodzimy do wniosku, że poruszamy się jak dzieci we mgle. Często działamy nerwowo i chaotycznie, bo czujemy, że wszystko nas przerasta i przytłacza. Myślimy, że gromadzenie dóbr nas zabezpieczy. Nic bardziej mylnego. Takie zachowanie to brak ufności do Tego, który nas stworzył i chce naszego dobra. Musimy tylko całkowicie oddać Mu się do dyspozycji, a On z pewnością dokona reszty.