Różaniec to łańcuch, który nas łączy z Maryją. Poprzez praktykę pobożnego odmawiania różańca zyskujemy wiele łask, a Maryja podaje nam rękę i prowadzi nasze chybotliwe czółno po wzburzonych falach. Z Nią jako Przewodniczką jesteśmy pewni naszego wiecznego zbawienia.
Może się wydawać, że modlitwa różańcowa jest mało karmelitańska. Dzieje się tak dlatego, że często patrzymy na nią jako na modlitwę ustną, jako formę walki z rozproszeniami, całkowicie przeciwną modlitwie wewnętrznej. Różaniec został dany jako jedna z form modlitwy w bardzo trudnym czasie, by zaradzić szerzącym się herezjom. Jest odpowiedzią nieba na pełną pokory i ufności prośbę człowieka, który wobec szerzącego się zła poczuł się bezsilny i prosił niebo o pomoc. Ile razy jesteśmy bezsilni, nie widzimy wyjścia z danej sytuacji, upadamy, gubimy drogę? To żaden wstyd. Ważne jest, co wtedy robimy. Paradoksalnie możemy bardzo wiele, właśnie w tej bezradności. Musimy tylko sięgnąć po ten modlitewny sznur, sznur łączący niebo z ziemią. Warto wtedy zaprosić Maryję, a z Nią całe niebo w tę sytuację. Nie na darmo jedno z pierwszych wezwań litanijnych kierowanych do tej najlepszej Matki brzmi: „Gwiazdo Morza”. To właśnie gwiazdy, których ruch nauczyli się interpretować żeglarze, wskazywały bezpieczną drogę do przystani. My również, uchwyciwszy się dłoni Maryi, możemy być pewni, że bezpiecznie dobijemy do portu zbawienia, mimo że po drodze może czyhać na nas wiele niebezpieczeństw. Jesteśmy tylko kruchym, niestabilnym czółnem na wzburzonych falach życia. Dopóki będziemy liczyć na tę Najlepszą Przewodniczkę, nie mamy się czego obawiać. Gorzej, gdy uwierzymy, że kierujemy statkiem, którego sam Bóg nie potrafi zatopić. Wtedy, rzeczywiście, marny nasz los. Zostaną po nas tylko zgliszcza i cmentarzysko na samym dnie oceanu.