Lecz kto zmarnował część życia swego nie miłując Boga, jakże się ma nie bać Ciebie? A ja właśnie tak postępowałam, czegóż tedy tak się dopraszam, czego tak pragnę? Kto wie, może zasłużonego, ach, jak zasłużonego karania za moje winy? Nie dopuszczaj tego, o Ty, jedyne Dobro moje! Pomnij, jak drogo Cię kosztowało moje odkupienie!
Spowiadamy się z wielu rzeczy, nazywamy konkretne przewinienia. Dobrze, że jesteśmy tego świadomi. Nieczęsto jednak zdajemy sobie sprawę z zaprzepaszczonych bezpowrotnie szans. Rzadko wyznajemy brak otwartości na Bożą łaskę. Pod koniec życia, jeśli nie zreflektujemy się wcześniej, możemy dojść do wniosku, że zawsze szukaliśmy tak naprawdę tylko swojej woli, spełnialiśmy własne zachcianki, czasem nawet bardzo pobożne, ale wcale nie szukaliśmy woli Bożej. Gdybyśmy odkryli wielką miłość Boga do nas, wiedzielibyśmy, że służba u takiego Króla nie oznacza ograniczenia naszej wolności, ale powolne rodzenie się do życia w wolności i prawdzie. /p>