Przedtem przyjęłam komunię duchową i Pan powiedział mi, że chce, abym żyła w nieustannej komunii z Nim, ponieważ ogromnie mnie kocha. Powiedziałam Mu, że jeżeli tego pragnie, będzie w stanie to uczynić, bo jest wszechmocny. Potem powiedział mi, że Najświętsza Trójca jest w mojej duszy i powinnam Ją adorować. Natychmiast pogrążyłam się w skupieniu, kontemplowałam Ją i wydawało mi się, że jestem napełniona światłem. Moja dusza była unicestwiona. Widziałam Jego nieskończoną Wielkość i to, jak uniżył się, aby zjednoczyć się ze mną, nędzną nicością.
Trójca Święta jest dla ludzkiego umysłu niepojętą tajemnicą. Kto chce ją pojąć, będzie, jak pisał św. Augustyn, niczym chłopiec, który chce przelać wodę z morza do małego dołka. Zamiast główkować, próbując pojąć tę niepojętą tajemnicę wiary, winniśmy raczej kontemplować ją na kolanach. Niepojęte jest, że Trójjedyny Bóg zechciał zamieszkać w naszym wnętrzu. Naiwnym i banalnym byłoby pytać, czy jesteśmy tego godni. Jezus wchodzi jednak w nasze ubóstwo, by nas uświęcić. Świętość jest przymiotem Boga, a dla nas jest łaską, o którą musimy nieustannie prosić. Uświęcić, czyli uczynić świętymi, może jedynie Bóg. Kiedy to zrozumiemy i zapragniemy być świętymi? Gdy pojmiemy, jakimi grzesznikami jesteśmy, jak bardzo jesteśmy słabi. Zrozumiemy też jednak, że właśnie taką nędzę Bóg chce i może wywyższyć, podnieść na wyżyny świętości. Musimy Mu na to jedynie pozwolić i otworzyć się na tę stwórczą miłość. W jej świetle zobaczymy, jak bardzo słabi jesteśmy i jak bardzo potrzebujemy Boga. To już jest pierwszy, zasadniczy krok, wiodący nas do zjednoczenia z naszym Stwórcą. Krok, który mamy wykonać sami – a resztę zostawić Jemu.