Przyjemniejsza jest Bogu dusza, która wśród oschłości i cierpień poddaje się chętnie temu, co Bóg zsyła, od tej, która uchylając się od tego, spełnia swoje czyny z przyjemnością.
św. Jan od Krzyża
Cierpienia i oschłości rodzą poczucie tracenia. Uświadamiasz sobie, że coś utraciłeś; było, a już nie ma; doświadczałeś, a teraz nie doświadczasz. To tracenie jest jednak pozorne. Chociaż odczuwasz go w sferze psychicznej i emocjonalnej, to przed sferą ducha otwiera ono wielkie możliwości. Sfera ducha zmuszona jest do najważniejszej dla siebie aktywności: do nadprzyrodzonej wiary, ufności, zawierzenia i miłości. Dla osoby wierzącej cierpienia i oschłości nie są stratą, lecz łaską, ponieważ odbierając poczucie stabilności, mobilizują do czystej i bezinteresownej miłości oraz ufności. Poczucie stabilności zmniejsza czujność i rodzi pewność siebie. Coś na podobieństwo postawy ewangelicznego głupca, który mówił w swoim sercu: ”Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj” (Łk 12, 19). Niepostrzeżenie więc mogą pojawiać się i zadomawiać w twoim życiu zwyczaje czy nawyki szkodliwe dla duchowego wzrostu. Zajęty codziennymi sprawami, najczęściej ich nie zauważasz. Nie dostrzegasz, że pojawiła się w tobie niestałość, że brak ci poważnych motywacji, że jesteś letni w relacji miłości do Ojca i bliźnich. Wtedy wkracza Bóg.