Głównym przedmiotem rachunku powinna być jedna wada, z którą walczyć, jedna cnota, którą nabyć mamy. Niektórzy nic nie czynią, bo chcą czynić za wiele, wypowiadając wojnę wszystkim wadom, a nie wyniszczając żadnej. Jest to podstęp wroga duszy, który z niej się natrząsa i [ją] oszukuje. Dobrze jest wypowiedzieć wojnę jednemu wrogowi i nie składać broni, póki całkowicie go nie pokonamy.
Być świadomym siebie, znać swoje wnętrze, jego najgłębsze, najskrytsze jego zakamarki, to dobra rzecz. Dlaczego tylko dobra? W takim postępowaniu zagraża nam pewne niebezpieczeństwo. Możemy ciągle kręcić się wokół siebie, bo zachęceni tym, że już tyle o sobie wiemy, będziemy jeszcze dogłębniej siebie analizować i poznawać. Oczywiście, może nas to pobudzić do pracy nad sobą, która przyniesie pożądany efekt, ale pod pewnymi warunkami. Gdy dostrzegamy w sobie tyle wad, chcemy poprawić się ze wszystkich od razu. Takie postępowanie jest z góry skazane na porażkę. Nie da się od razu ze wszystkiego poprawić, zatem nie widząc natychmiastowych efektów, porzuca się pracę nad sobą, wszelkie starania w tym względzie. Zapomina się o tym, że posprzątane wnętrze trzeba jeszcze przyozdobić cnotami, nie może ono być puste. Również w życiu duchowym obowiązuje, kojarzona głównie z Horacym, starożytna zasada złotego środka. Trzeba się starać wykorzenić wady, a rozwijać cnót, zachowując przy tym rozwagę i umiar.