W jednej chwili widzę się przed Bogiem. On na górze, wyniosły, bardzo wysoko, a ja na dole, w bardzo głębokiej jamie. Czułam, że nogi i ramiona mam połamane, a oczy prawie ślepe. Z trudem mogłam widzieć światło. Ale widzę światło, którego wyobraźnia ludzka nie może sobie przedstawić, ani pojąć: to jest ogień i orzeźwienie zarazem. Czuję nagle, że to jest Bóg; nie miałam żadnej wątpliwości, że to jest Bóg. I sama w sobie mówię: To Bóg. I zaczęłam krzyczeć: „Mój Boże, wyciągnij mnie z przepaści, w której jestem, wyciągnij mnie z przepaści”.
Niebezpiecznie jest znaleźć się nad przepaścią. Stać nad przepaścią to tyle, co być bliskim katastrofy, znajdować się w bardzo trudnej sytuacji. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy w tym stanie. Nie każdy ma jednak tego świadomość. Chcąc to dostrzec, trzeba być choć trochę świętym, mieć autentyczną, bliską relację z Bogiem. Wtedy widzi się wszystko w Jego świetle, czyli w prawdzie. Tak często lubimy powtarzać, że między nami i Bogiem zionie przepaść. Bóg jest tak bardzo różny od nas, a my od Niego, że nie sposób tego inaczej wyrazić. Ale żeby się o tym przekonać, trzeba zaryzykować i stanąć na skraju tej przepaści, albo z jej dna podnieść do góry głowę i spojrzeć choć na moment w kierunku Boga. Poczulibyśmy się jak Piotr na jeziorem Tyberiadzkim, który, widząc Jezusa, mówi do Niego: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. Jezus niczego mu nie wypominał. To konfrontacja ze świętością Boga przypomniała słabemu, grzesznemu Piotrowi o jego kondycji. To dobrze, że doświadczając swojej nędzy, przychodzimy do Jezusa, kierujemy wzrok na Niego, bo On ma moc wyciągnąć nas z najgłębszych czeluści.
Odszedł do Boga w Karmelu
2023 † o. Antonin od Trójcy Przenajświętszej (Stańczyk)