Po nich zaś cały zastęp następców ich aż do dzisiaj, którzy cnoty swymi zakonnymi przyświecając, nam wzór do naśladowania zostawili, a z wyżyn niebieskich modlitwy swymi popierać nie ustają i ustawać nie będą, abyśmy tylko z nich korzystać chcieli. Wszyscy oni, złączeni z nami spójnią miłości w zgromadzeniu Zakonu Matki Najświętszej, pałając ku nam braterską miłością, wzywają też i nas do podobnej spójni nie tylko z nimi i z nami samymi w życiu będącymi, lecz i z tymi z braci naszych, którzy — po zejściu z tego świata — wypłacać się muszą jeszcze w ogniu czyśćcowym z przewinień swoich, i dlatego myśmy nabożeństwo żałobne wczoraj odprawiali i modlitwy poświęcali.
Miłość jest wieczna, sięga poza grób. To nie jest tylko slogan. Przeczuwamy, że i z tych, których kochaliśmy, jakaś cząstka ocalała i żyje nadal. Wyrazem miłości i pamięci o nich winna być wdzięczność za ich życie, ich dorobek i wkład. To bardzo smutne, gdy pamięć o naszych bliskich odchodzi wraz z nimi. Oni są już tam, gdzie my zdążamy. Oni, już wiedzą, czym jest ziemskie życie, po co jesteśmy tu na ziemi i jak cenna jest każda chwila. Ci, którzy są jeszcze w czyśćcu, cierpią niewyobrażalnie, nie mogąc jeszcze oglądać Boga twarzą w twarz, być z Nim w pełni zjednoczeni. Oni jednak nic już nie mogą dla siebie zrobić. Żebrzą od nas każdego westchnienia w ich intencji. Proszą, byśmy się opamiętali, zmienili nasze życie, bo my, póki żyjemy na ziemi, możemy to zrobić. Oni mogą liczyć tylko na nas, na naszą miłość i pamięć o nich, która potrafi zgasić żar czyśćcowych płomieni. Obyśmy mogli kiedyś liczyć, że żar miłości ugasi również oczyszczający żar w stosunku do nas.