Pragnę udzielać miłosierdzia. Ono z krzyża płynie. Z miłości płynie miłosierdzie. Miłość wzgardzoną ofiaruj Ojcu Przedwiecznemu, aby wyprosić miłosierdzie Boże. I łzy moje ofiaruj Ojcu niebieskiemu przez Matkę moją dla wyjednania miłosierdzia. Wiele, dużo dusz można zbawić przez to. Swoje krzyże i cierpienia łącz z miłością moją. Radość mi sprawia takie ofiarowanie miłości wzgardzonej i wynagradza. Oddałem ci Serce moje, byś Mnie moim Sercem kochała.
Dlaczego tak trudno nam uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga? Dlatego, że gardzimy tą miłością. Jesteśmy zbyt pogrążeni w tym, co doczesne, by zapragnąć doświadczyć tej jedynie prawdziwej miłości. To, co światowe, nie pozwala nam pragnąć niczego, co jest poza tym światem. Po drugie, zbyt przywaleni tym, co oferuje świat, nie pragniemy, bo nie potrafimy już zapragnąć niczego więcej. Nie chcemy też zobaczyć siebie w prawdzie, a nasz stan bywa żałosny. Gdyby tak nie było, cierpienie Jezusa na krzyżu nie byłoby potrzebne. To była odpowiedź Boga na grzech człowieka. Nie sprawiedliwa i słuszna kara, ale miłosierdzie – ofiarowanie wybawienia i uwolnienia ze szponów Złego. Bóg jest tak pokorny, że misją zbawiania świata chce się podzielić z człowiekiem. Pragnie, byśmy łączyli nasze cierpienia z Jego cierpieniem; nasze krzyżyki, które niesie życie, z Jego krzyżem i drogocenną ofiarą. Mówi się, że szczytem modlitwy jest uwielbienie. Największą radość sprawi Panu wychwalanie i uwielbienie Go za bezwarunkową miłość do człowieka; miłość, która często jest niezrozumiana, zapomniana i pogardzana. Nie bójmy się, że nie umiemy kochać Boga tak, jak na to zasługuje. On sam jest miłością, więc nauczy nas tej trudnej sztuki.