We wszystkich uciskach, strapieniach, dolegliwościach uciekać się będę do najlepszej, do najukochańszej mej Matki Maryi, który cały się Jej z wszystkimi sprawami oddaję a nadto będą ją, co godzinę pozdrawiał przez Zdrowaś, klęcząco, a co pół godziny będę mówił trzy razy „Jezus, Maryja Wam się oddaję, całując nabożnie święty szkaplerz”.
Czy trzeba włożyć aż tyle wysiłku? Być aż tak zdeterminowanym? Czy Bóg naprawdę potrzebuje, byśmy aż tak Mu się naprzykrzali i zwracali na siebie uwagę? Bogu bynajmniej nie jest to potrzebne. Ta determinacja jest potrzebna nam. Pokazuje, jak nam na czymś zależy. Z drugiej strony, najgorszym byłoby, gdybyśmy z naszym bólem, cierpieniem i strapieniem chcieli pozostać sami, przesadnie ufając swojej sile, której tak naprawdę nie mamy. Cierpienia, które nas spotykają, mają nas mobilizować do praktykowania modlitwy ufności. W miarę jak będziemy ją praktykować, ufność stanie się stylem naszego życia, naszych relacji. Jeśli Maryję uznajemy za Matkę, Pośredniczkę, Orędowniczkę i Obrończynię, musimy pragnąć ją również naśladować. W czym? W relacji do Boga, w modlitwie, która jest ciągłym powtarzaniem z pełną wiarą, ufnością, zawierzeniem słowa „fiat”: niech się tak stanie, niech się spełni w moim życiu Twoja wola Panie; nie moja, bo Ty mój Bóg i Stwórca, wiesz lepiej co dla mnie odpowiednie.