Wspomnienie moich uchybień upokarza mnie i skłania do tego, by nigdy nie opierać się na własnych siłach, gdyż one są samą słabością, ale jeszcze bardziej to wspomnienie mówi mi o miłości i miłosierdziu Bożym.
św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza
Oddawanie Jezusowi własnej nędzy jest najtrudniejszym aspektem duchowego wzrastania. To długi proces. U większości ludzi trwa on całe życie i kończy go dopiero oczyszczający ogień czyśćca. Dlaczego jest to takie trudne? Bo uświadomienie sobie własnej nędzy i zaakceptowanie jej jest prawdziwym obumieraniem sobie. Tu nie chodzi tylko o to, byś doświadczywszy własnej ograniczoności, mówił Jezusowi: ”Oddaję ci moją nędzę”. Słowa, oczywiście, też są potrzebne. Chodzi o coś innego. Istotą oddania Jezusowi własnej nędzy jest formowanie w sobie odpowiedniej postawy. Wyraża się ona tym, aby żyć z własną słabością na co dzień, nie gorszyć się nią, nie załamywać się, a jednocześnie nie tracić nadziei w sens kolejnych wysiłków powstawania, w to, że jest się bezgranicznie kochanym. Nie dziw się zatem, że to długi proces. Za każdym razem, gdy upadniesz, szatan będzie ci mówił: ”Zobacz, znowu Go zawiodłeś!”, ”On nie da ci już więcej szans!”, ”Czy ktoś może kochać taką nędzę jak ty?”. Nie wolno ci wchodzić na tę ścieżkę myślenia. Miłosierna miłość Boga umie czekać i stawia wymogi na miarę ludzkich możliwości.