Ubóstwo ducha. Trzeba się oderwać od dóbr duchowych, a tymi są: oświecenia, pociechy, słodycze, łaski, poczucie obecności Bożej, cnoty, doskonałości, bo jakkolwiek należy nieustannie pracować nad uświęceniem, jednak ta praca nie powinna być niespokojna, ani gwałtowna. Nic nie powinno nam zakłócić pokoju i ciszy serca, bo to serce do samego Boga przywiązać się powinno, a nie do jego pociech, łask i darów.
Cel można osiągnąć na różne sposoby. Każdy ma swoją własną drogę. Niezależnie jednak od tego, szczyt lepiej się osiąga podróżując w spokoju, kiedy nas nic nie rozprasza. Jeżeli życie ludzkie przyrównać do roku liturgicznego, widać tam pewną analogię. Ilość świąt i uroczystości jest zdecydowanie mniejsza, niż pozostałego czasu, kiedy, można by powiedzieć, że „nic się nie dzieje”. Oczywiście ten cudzysłów nie jest bez znaczenia. Czas spokojny jest czasem weryfikacji naszego zaangażowania, naszych prawdziwych motywacji. Oczywiście, dobrze, że jest i ten czas mocny - Adwent, Wielki Post - czas oczekiwania, intensywniejszego przygotowania, czuwania, a także czas wytchnienia, radości, świętowania i odpoczynku po czasie zmagania. Jest on jednak dany po to, żeby nabrać sił do dalszej wędrówki. Jest darem Boga, który należy dobrze wykorzystać. Tak samo w życiu duchowym: są nie tylko oschłości, pustynia czy nieobecność Boga. Są też chwile pociech, słodyczy, nadzwyczajnych łask, namacalnej wręcz obecności Bożej, gdy daje On odczuć Swoją miłość. Dobrze, że one są. Źle zaś się dzieje, gdy ich pożądamy, gonimy za nimi, utożsamiamy je z samym Bogiem i przestajemy Go już pragnąć i szukać Go. Wtedy zatrzymujemy się w drodze i marniejemy, a to już prawdziwa tragedia.