Gdy myślę o łasce, którą okaże mi nasz Pan i z drugiej strony widzę moją nędzę i niewdzięczność, czuję się zmieszana. Jednak rzucam się w ramiona Tego, który cały jest miłosierdziem i ukryta w nich, pozostaję całkowicie oddana mojemu niebieskiemu Oblubieńcowi. On wszystko we mnie czyni. Jednym, co ja czynię, jest umiłowanie Go i to w tak niedoskonały sposób, że tylko Jego dobroć może mnie znosić. Kocham Go i dla Niego opuszczę wszystko, ale to wszystko jest czymś tak bardzo małym, w porównaniu wszystko Jego miłości
Ta myśl powraca w pismach świętych Karmelu jak bumerang. Bóg jest wszystkim, a ja, w obliczu tego Majestatu, jestem „małym nic”. To, że On chce ze mną rozmawiać, zaprasza do relacji ze sobą, jest wyrazem Jego miłosierdzia, a nie mojej zasługi. Jemu nie przeszkadza moja niemoc i małość. Wprost przeciwnie. Myślimy, że kiedy będziemy silni i dzięki temu niepotrzebujący nikogo, będziemy szczęśliwi. Życie pokazuje, że jest inaczej. Potrzebujemy innych do życia, a oni potrzebują nas. Indywidualizm jest oszustwem szatana, które szczególnie wmówił ludziom współczesnym. Potrzebując innych, potrzebujemy ich miłości, bo nosimy w sobie głód miłości, do której zostaliśmy przez odwieczną Miłość stworzeni. Dzięki miłości dojrzewamy, możemy się rozwijać, piękniejemy. Jest nam w życiu źle, nic nam nie wychodzi, ciągle te same błędy. Nigdzie nie czujemy się dobrze, nigdzie nie jesteśmy u siebie. Czy można to zmienić? Tak, trzeba odkryć tę jedyną, prawdziwą Miłość, dać się przez nią ogarnąć i od tej chwili żyć w Jej cieniu. Wtedy zobaczymy, jak małym jest to, co nas otacza i będziemy się dziwić, jak mogliśmy się za tym uganiać.