O Jezu mój, jakże wielka jest ta miłość Twoja, którą miłujesz synów ludzkich! Bo to jest największa przysługa, jaką Ci oddać może dusza, gdy dla miłości bliźnich i dla ich zbawienia, Ciebie opuści! W istocie jednak nie opuszcza Cię, oddając się tym posługom, przeciwnie, pełniej Cię wówczas posiada! Mniej bowiem sobie dogadza i mniej słodyczy Twoich używa, ale za to cieszy się wielką radością, że Tobie przynosi pociechę. Widzi także, że rozkosze tej ziemi i te nawet, które zdają się pochodzić z Twego daru, niepewne są póki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, jeśli z nimi nie idzie w parze miłość bliźniego. Kto bliźniego nie miłuje, nie miłuje Ciebie, Panie mój, który tak wielką ofiarą krwi swojej okazałeś tę zbytnią miłość, jaką umiłowałeś synów Adamowych.
Mistrzowie życia duchowego od początku zastanawiali się, jaka relacja łączy miłość Boga i miłość bliźniego. Niektórzy pytali nieco naiwnie, która z nich jest ważniejsza. Takie pytanie jest źle postawione. W pewnym sensie miłość Boga jest ważniejsza, bo jest źródłem wszelkich innych miłości. Bożą miłość trzeba kontemplować, poznawać, ale nie można zapomnieć, że trzeba na nią również odpowiedzieć. Najlepszą, albo raczej jedyną odpowiedzią, której oczekuje od nas Bóg, jest czynna, czasem heroiczna miłość bliźniego. Scena Sądu Ostatecznego w Ewangelii Mateusza mówi nam, jak praktykować tę miłość w konkrecie. Refleksja teologiczna nazwała to uczynkami miłosierdzia względem ciała. Nie jest też prawdą, że służąc bliźnim opuszczamy Boga. On, stając się człowiekiem, zjednoczył się najbardziej jak mógł i identyfikuje się z każdym człowiekiem. Święta Teresa i inni mistrzowie życia duchowego mówią, że Bóg mieszka we wnętrzu każdej duszy, jest zasadą jej życia. Dlatego nie można kochać Boga, nawet długimi godzinami klęcząc na modlitwie, a zarazem nie kochając drugiego człowieka.