Bez wyrzeczenia się samej siebie i wszystkich rzeczy świata, nigdy nie będzie mogła Pani wejść przez tę bramę życia wiecznego. Owo oderwanie i wyrzeczenie, rozumiane duchowo, jest konieczne, by weszła Pani w głąb siebie. Niech więc poświęci Pani, moja kochana córko, czas na swoją medytację, każdego dnia wiernie i odważnie: jeśli to możliwe, pół godziny rano i pół godziny wieczorem. Niech nigdy jej nie opuści. Zacznie Pani tędy wchodzić do wewnątrz samej siebie.
Chcąc wejść do życia wiecznego, trzeba tego chcieć. Pragnienie tego życia podsycać ciągłym, systematycznym rozmyślaniem o nim. Jakie to proste! Jednak, czy to wystarczy? Zdecydowanie tak, ale… rodzi się kolejne, zasadnicze pytanie, a raczej wątpliwość. Czy ktoś, kto jest tak przytłoczony sprawami przyziemnymi, problemami dnia codziennego, które nie pozwalają mu myśleć o Bogu, kiedyś w ogóle zapragnie z Nim być? Czy będzie chciał przez całą wieczność przebywać z Kimś, kogo tak naprawdę w ogóle nie poznał? Poznając Boga, poznaje się siebie. Taka jest kolejność i zależność. Trzeba przebić się przez warstwy zewnętrznych przywiązań do tego, co ziemskie, światowe, co tylko ludzkie i ziemskie. Choć czasami myśli się, że to, co widać na zewnątrz, to już cała prawda o nas. To niestety tylko warstwa mułu, błota, pod powierzchnią której znajduje się inna. Dopiero dotarłszy do najbardziej wewnętrznej komnaty, będziemy mogli wykrzyknąć w zachwycie i niedowierzaniu: O to stąd jestem, to taki jestem, takie jest moje prawdziwe imię! Będziemy mogli tak powiedzieć, bo ujrzymy Boga takim, jakim jest, a siebie w Nim.