Oddałam się modlitwie i wyszłam tak pocieszona, jak rzadko. Oczywiście, że jeśli Pan pragnął tego z powodu mojej nędzy, to tak jest lepiej; ale jeśli On zachował sobie całą wieczność, żebyśmy mogli się Nim cieszyć, wolę, żeby w czasie tego życia nie zabierał mi tej możliwości, by z Jego pomocą cierpieć dla miłości Jego. Ach, mój Ojcze, chciałabym kochać Pana z prawdziwym szaleństwem i tak, jak to tylko jest możliwe. Co robić, żeby to osiągnąć? Wydaje mi się czasem, że w głębi mojej nędzy, On zapalił we mnie „coś” ze swej prawdziwej miłości.
Bóg jest jedyną prawdziwą miłością. Jeśli nazywamy miłością coś lub kogoś innego, to jest co najwyżej odblaskiem tej jedynej, prawdziwej Miłości. Jesteśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo. Nie może zatem dziwić fakt, że pragniemy miłości, tęsknimy za nią, chcemy być kochani i kochać. Kochać Boga i bliźniego do szaleństwa - szaleństwa krzyża. Jednocześnie jednak często nie potrafimy tak kochać. Dzieje się tak za sprawą naszej zranionej grzechem natury. To sprawia nam ogromne cierpienie, nie móc w sposób adekwatny odpowiedzieć Bogu na miłość, którą nas ukochał. Dla kogoś, kto więcej od innych doświadczył Bożej miłości, ten stan jest nie do zniesienia. Pragnienie, by kochać jak Bóg pali od środka. Tylu ludzi czuje się niekochanych, nikomu niepotrzebnych. W wyniku złych doświadczeń stracili wiarę w człowieka, w Bożą miłość względem nich. Co wtedy robić? Próbować odnaleźć w sobie ten „Boży pierwiastek” i na nim budować swoje życie. Wtedy odkryjemy ze zdziwieniem, że nic, nawet nasze grzechy, złość innych ludzi względem nas czy zło istniejące na świecie, nie potrafi zgasić tlącego się w nas, wciąż żywego ognia Bożej miłości. Przestaniemy przesadnie ufać we własne siły i przylgniemy całym sercem do Naszego Pana i Zbawiciela.