1 czerwca

Grzesznicy boleść Mi sprawiają. Choć żal Mi, zmuszony jestem ich karać. Stąd możesz poznać jak bardzo miłuję grzeszników, że gotów jestem za każdą duszę z osobna cierpieć, jeśliby tego było potrzeba. Miłuję tych, którzy Mnie miłują. Moich wybranych nie inną drogą prowadzę jak tą, którą sam przeszedłem.

Jezus do sł. B. Kunegundy Siwiec

„Miłuję dusze, dlatego je karzę” – czy w tym zdaniu nie ma niedorzeczności, nonsensu? To zależy, jak pojmujemy miłość. Jeśli miłość utożsamiamy z pozwalaniem na wszystko; jeśli twierdzimy, że wszelkie zakazy i ograniczenia są zaprzeczeniem miłości, rzeczywiście jest to nonsens. W życiu chodziłoby wówczas jedynie o zaspokojenie egoistycznych pragnień. Jeśli jednak życie ma sens i cel, wszystko powinno być mu podporządkowane. On powinien ukierunkowywać nasze postępowanie, działanie, wybory. Niestety, jesteśmy zranieni grzechem pierworodnym, a przez to słabi i grzeszni. Łatwo nam stracić z oczu cel ostateczny. Jeśli błądzimy, zmuszamy tym Boga do interwencji. Jego karcenie ma cel naprawczy, chce nam uzmysłowić, po co żyjemy na ziemi. Czy zatem cierpienie spotyka tylko jawnych grzeszników i gorszycieli? Nie, w jakimś sensie jest ono wpisane w ziemską egzystencję, ponieważ nie dla ziemi jesteśmy stworzeni. Problem w tym, że niektórzy żyją tak, jakby Boga nie było, a na ziemi mieli żyć wiecznie. Tych również chce Bóg zbawić. Szuka dusz Mu oddanych, kochających Go ponad wszystko, by prosić o przyjęcie krzyża za tych, którzy o Nim zapomnieli. Tak nam ufa, że chce podzielić się z wybranymi swoją misją – misją zbawienia świata.