Ale to nie jest więzienna krata

Będziesz prześliczną koroną w ręku Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga – Iz 62,3

Gdy kilka dni temu przerzucałam na komputer zrobione podczas niedawnych ślubów s.Teresy zdjęcia, raz jeszcze przeżywalam ten piękny dzień – od kuchennych przygotowań dla trzydziestu wrocławskich gości, świąteczne akcenty w chórze, refektarzu, rozmównicach, po uroczystość pełną światła, pokoju i radości malującej się na spokojnej i szczęśliwej twarzy Siostry.

Zachwyciło mnie jednak, przywołując wspomnienia, i zatrzymało uwagę zdjęcie, które umieściłam powyżej: przypadkowo wręcz uchwycony moment przekazywania wieńca z róż – z rąk ojca celebransa w dłonie siostry Teresy. Po chwili, jak jest w zwyczaju, Przeorysza z Mistrzynią, włożyły siostrze na głowę  ten poświęcony wieniec. Wcześniej, zaraz po homilii, nastąpiło złożenie ślubów, potem siostra otrzymała od celebransa Konstytucje Zakonu i krzyżyk, który ciągle nosi na sercu, następnie poświęcony wieniec jako znak oddania, miłości, przynależności do Jezusa, jedynego Oblubieńca.  Wieniec dostajemy na obłóczyny, śluby, a ostatni, też z róż – już po śmierci, do trumny – i choć jego przemijalność w tym momencie jeszcze mocniej przemawia, to równocześnie ten drobny znak uzmysławia dopełnienie się tajemnicy zaślubin po przejściu progu wieczności, które dla zmarłej siostry już się dokonało. Wtedy, wierzę, przyjmujemy  nowy wieniec, już nie z ludzkich rąk, ale z rąk samego Boga. Co więcej, same stajemy się prześliczną koroną w ręku Pana, Jego radością, szczęściem, wieńcem splecionym z Jego wiernej miłości i naszego kruchego, ale ufnie i pokornie przeniesionego na drugą stronę życia – Tak.

Ten drobny, zdawałoby się, obraz i znak jest dla mnie bardzo cenny i ważny –62 rozdział księgi Izajasza wybrałam bowiem na swoje obłóczyny, których 32. rocznica minęła w tych właśnie dniach. Wypadły one we wtorek pierwszego tygodnia Wielkiego Postu. Cicha, powściągliwa uroczystość, bez gości, bez róż, a na mojej głowie wianek z nieśmiertelników (suszków, jak mówią niektórzy). Ale gdy po południu śpiewałyśmy w kaplicy Gorzkie Żale i słowa: “Pycha światowa niechaj co chce, wróży, – Co na swe skronie wije wieniec z róży, –   W szkarłat na pośmiech, cierniem Król zraniony – Jest ozdobiony!”  – wiedziałam, że trwałość nieśmiertelników na mojej głowie jest prorocza – mówi o szczęściu, które dłużej będzie trwało niż życie róży, o szczęściu, które, co prawda, rodzi się z bólu umierania, ale które prowadzi do pełni, do wolności, gdy zgodzę się wędrować z Nim nie tylko drogami pogodnymi i jasnymi, ale gdy przyjmę też ciernie bólu, upokorzenia, pozornej przegranej, by być z Jezusem tam, gdzie On jest, być taką jak On.

I przez te lata mogłabym spisać całe tomy mówiące o wierności mojego Boga…

Wspomnę tylko jedno, drobne wydarzenie.

W ostatnich trzech latach dopadło mnie chorowanie, które mocno ograniczyło siły i możliwości – także uczestniczenia we wspólnym życiu, liturgii, modlitwie. Doskonale pamiętam, z jakim trudem przyszłam na wieczorną Godzinę czytań z wigilią przed uroczystością św. Teresy (14 X 2015). I choć spędziłam ten czas na fotelu, z tyłu chóru, ból sprawiał, że od pewnego momentu niewiele słyszałam i rozumiałam z uroczyście śpiewanej psalmodii. Przeorysza w trakcie wigilii podeszła, by mnie już zwolnić i pomóc pójść do celi. Szkoda mi było wychodzić, tak bardzo chciałam być ze wspólnotą. Wyjście tym razem przeżywałam jeszcze mocniej, jako jakieś wykluczenie, odsunięcie, ale nie było rady i siły na trwanie. I wtedy, gdy chwytałam za klamkę, miałam poczucie, jakby ktoś szeroko otworzył okna w tej mojej obolałej głowie, łagodnym powiewem rozsnuł ciemną kotarę bólu i wyraźnie usłyszałam śpiew sióstr: “…będziesz wspaniałą koroną w ręku Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga – już nie będą wiecej mówić o tobie porzucona, nie powiedzą spustoszona o twojej krainie, raczej cię nazwą – moje w niej upodobanie” – dodałam jeszcze z pamięci, nim ból na nowo mnie zamroczył. Z trudem doszłam do celi, ale w sercu była spokojna pewność, że obietnica, która przebiła się przez zasłonę bólu, mocą Jego wiernej miłości zrealizuje się, na pewno, bo On jest Gwarantem – obiecał i tego dokona, uczyni to, co czasem, z biegiem lat, gdy potykamy się o własną słabość, wydaje się niemożliwe dla nas, tak jak niemożliwym wydawało się usłyszenie tego jedynego tylko wersu…

Zdjęcie z wieńcem uchwyciło kawałek karmelitańskiej kraty – poprzeczne, krzyżujące się czarne pręty wyznaczają jakąś granicę, bez wątpienia niosą i oznaczają też pewne ograniczenia, ale to nie jest więzienna krata – centralne miejsca krzyżującej się kraty trzyma złota obejmka, jakby ślubna obrączka, która, ile razy pada na nią wzrok, mówi nam o miłości – bo tylko miłość uzasadnia, tłumaczy, napełnia życie po tej stronie kraty – zza krat patrzy się przez pryzmat miłości…

www.karmelborne.pl

s. M. Elżbieta od Trójcy Świętej OCD
Borne Sulinowo